U nas z jabłek robi się wszystko – konfitury, ciasta, soki, podaje je się z mięsem, je z muessli na śniadanie i wytwarza się z nich słynnego „jabola”. W Afryce Wschodniej takim owocem „do wszystkiego” jest banan. Różne odmiany banana wykorzystuje się tam w różny sposób. No dobra, ale co tak właściwie można zrobić z banana?
Jadąc przez Ugandę czy Tanzanię nie da się nie zwrócić uwagi na wszechobecne pola bananowców. Bananowce, choć wielkie niczym drzewa, drzewami wcale nie są. Bananowce to krzewy. Duże, ale jednak. Krzewy te porastają sporą część kraju i są jednocześnie najczęściej uprawianą rośliną. Wyobraźcie sobie, że jeszcze kilka lat temu Uganda była 2 największym producentem bananów na świecie (ok. 75% tamtejszych farmerów uprawia właśnie banany), a przeciętny Ugandyjczyk zjada ich w ciągu roku od 220kg do nawet 460kg (wg. raportu NAADS). To najwięcej na całym świecie. W czołówce, zarówno pod względem produkcji, jak i konsumpcji, pozostaje też Tanzania. Nic więc dziwnego, że ten bardzo dobrze nam znany owoc, jest tam tak popularny i wykorzystywany na tysiąc różnych sposobów.
Z banana można zrobić piwo bądź wino. Można go wrzucić na ruszt i zrobić z niego przekąskę albo desert. Można też póść o krok dalej i przyrządzić z niego pyszne śniadanie albo rozgnieść go, wrzucić do garnka z odrobiną wody i podać na obiad.
Banan na śniadanie
Kitogo, czyli tradycyjne ugandyjskie śniadanie składa się właśnie z banana typu matoke. To duży, zielony i twardy banan sprzedawany absolutnie wszędzie. Owoc przekrajany jest wzdłuż i wrzucany do garnka, gdzie dusi się go razem z podrobami, wołowiną bądź fasolą do czasu aż jest wystarczająco miękki. Gotowy przysmak podaje się z zieleniną i świeżym sokiem owocowym. Lepsze i pożywniejsze niż angielskie śniadanie!
Banan na obiad
Banan matoke, oprócz śniadania, wykorzystywany jest również w daniach obiadowych. Podawane na obiad matoke z daleka wygląda jak ziemniaczane purée, ale (w mojej opinii) smakuje dużo lepiej. Po pierwsze nie jest tak „rozciapciane” – masa jest bardziej zbita. Po drugie jest słodsze, choć do smaku trzeba się przyzwyczaić. Kupione w sklepie bądź na targu matoke rozgniata się na papkę i wrzuca się do garnka podlewając odrobinę wodą. Całość nakrywa się liśćmi bananowca i dusi. Kiedy zapytałam mamy mojego przyjaciela dlaczego akurat liśćmi, dostałam odpowiedź, że liście lepiej trzymają aromat. Wody dolewa się w zależności od potrzeb, tak, aby banan się nie przypalił. Efektem końcowym jest żółta masa, która do złudzenia przypomina ziemniaki.

Banan na deser bądź przekąskę
Poza znanym nam bananem deserowym, istnieją również inne rodzaje bananów, z których można przyrządzić smakowitą przekąskę. Wzdłuż większości tras, na przydrożnych stoiskach, znajdziecie handlarzy sprzedających małe, żółte bananki na ciepło. To właśnie gonja, czyli rodzaj banana przeznaczony głównie do grilowania. Mój pierwszy raz z gonja nie był zbyt udany. Banan absolutnie nie podszedł mi smakowo i kończyłam go już trochę na siłę. Są jednak tacy, którzy uważają go za bardzo dobrą przekąskę i wrecz się nim zajadają. No cóż, ja generalnie nie jestem z tych, którzy lubią eksperymenty kulinarne, więc chyba pozostanę przy matoke…
Banan na wieczór
No dobra, a co powiecie na domowej roboty bananowe wino bądź piwo? Wino smakuje szczególnie dobrze po wyczerpującym trekkingu w okolicach Kilimanjaro, przy zachodzie słońca (sprawdzone info) 😉 Jego nieco kwaśny smak przypomina trochę sfermentowane sauvignon blanc. Co do bananowego piwa (urwaga) to cóż, z piwem ma wspólnego chyba tylko tyle, że jest w nim alkohol. Jest bardzo mocne i znacznie gęstsze, a do tego mocno sfermentowane. Zdecydowanie warte spróbowania, ale czy chciałabym nim zastąpić piwo z supermarketu? Raczej nie 🙂

Które z tych bananowych dań zjedlibyście najchętniej? 🙂
Banany w Polsce jadam rzadko, ale plantains lubię o wiele bardziej. Smakowity post, mam nadzieję, że też mnie to czeka w wakacje 🙂
Wybrałbym pewnie tego grillowanego w postaci na przekąskę. Ale bardzo interesująco brzmi piwo bananowe. Skoro jest malinowe, jagodowe, wiśniowe, to czemu miałoby nie być bananowego, z chęcią bym spróbował 🙂
Piwo bananowe! Niektórzy powiedzieliby, że bananowe to nie piwo, ale ja lubię takie wynalazki 😀 No i papka z zielonych bananów. Mniam!
Bardzo ciekawy tekst, będę zaglądać. Widzę, że Uganda i Tanzania to kraje dla mnie, banany uwielbiam w każdej postaci! Pozdrawiam 🙂
To nie pozostaje nic, tylko pakować walizki i jechać 😉
Jako, że wszystko co pieczone wpada do mojego żołądka i zapełnia go z dużą satysfakcją dla kubków smakowych – najchętniej sięgnęłabym po grilowanego banana. Ciekawa jestem, czy można z tymi, które są w Polszy osiągnąć podobny efekt.
Chętnie też napiłabym się bananowego piwka i porównała, jak bardzo różne jest od tych chmielowych bananów, które piłam u nas, na miejscu 🙂
No, tylko, że ten banan ma dość specyficzny smak – mdły i gumowy. Nie smakuje jak banan, którego wkładamy czasem na grilla w Polsce (mam na myśli, że polskie smaczniejsze :P)
Chętnie spróbował bym „bananowe piwo”. Chociaż wszystko wygląda ciekawie. Jak do tej pory jadłem tylko jedno danie z banana (niestety takiego ze sklepu). Moja babcia robi banana na patelni z cynamonem i karmelem, najlepszy deser na świecie 😉
Taki deser to sama bym zjadła 🙂
Lubię zielone banany 😀 A jeszcze bardziej bardzo pożywny koktajl bananowy z odrobiną wanilii i gorzkiego kakao.
No ja też zdecydowanie najbardziej chciałabym spróbować wina i piwa bananowego !!! Piłam już alkohole z ryżu (we wszystkich odmianach) i z palmy – to te bardziej ciekawe, ale z banana jeszcze nigdy !!! A część z tego co piszesz spróbuję zrobić ze zwykłym bananem, ale pewnie nie wyjdzie 🙁
Nie polecam tłuc i gotować zwykłego banana – chyba się nie nadaje 🙂
Najbardziej ciekawi mnie banan na obiad 🙂
Hehe, piwo bananowe 😉 ciekawe jak smakuje.
Ile ma %?
Wino z banana przypomina sauvignon blanc… A to ciekawostka. 🙂 Z chęcią bym popróbowała choć podejrzewam, że bananowe alkohole raczej zamulają, jak sam banan, niż orzeźwiają.
NA bananowe piwo bym się raczej nieskusiła ale grillowany banan brzmi zachęcająco. Kiedyś słyszałam że odmiana bananów która jest przywożona do Europy to w zasadzie są banany jakby pastewne i zaczęto je hodować na eksport ale ogólnie były uważane za pastewne a jako normalne jadalne w sensie takie dla ludzi były uważane małe zielone bananki innego gatunku. Czy to prawda?