Przejdź do treści

Drobne radości i morze wspomnień

W życiu ciągle za czymś gonimy. Kupujemy różne rzeczy, zdobywamy nagrody, kolekcjonujemy wyróżnienia i dyplomy, a wszystko po to, aby udowodnić sobie, że jesteśmy coś warci. Wychodzimy z założenia, że to, co mamy definiuje nas jako ludzi i określa nasze miejsce na tym świecie. Tę dziwną zależność widać szczególnie tutaj, w Afryce, gdzie mieć często znaczy być.

Tutaj jesteśmy:

Jest koniec sierpnia. Razem z moją randką siedzimy na schodkach przed domem w Bukoto. Na potrzeby tego posta dajmy mu na imię Tim. Tim jest znany w Ugandzie. Od ponad 7 lat tworzy muzykę reggae. Ludzie rozpoznają go na ulicy, pytają o nowe piosenki, zaczepiają, czasem pstrykną zdjęcie. Tim jednak nie zachowuje się jak typowy lokalny celebryta. Nie wciska się do telewizji, nie udziela wielu wywiadów, nie ma nawet fanpejdża na Facebooku. Dzień jest wyjątkowo ładny a przez drzewa przed domem przebijają się poranne promienie słońca. Tim wyciąga rękę i zrywa z drzewa świeżutkie i dojrzałe awokado, po czym przytyka je do nosa i zaciąga się jego zapachem.

– Co robisz? – pytam.

– Powąchaj – odpowiada, wkładając mi w dłonie zielony owoc. Wącham. Nie czuję nic. Czy to mój nos jest zepsuty, czy 22 lata życia w wielkim mieście tak bardzo mnie znieczuliło?

Próbuję raz jeszcze. Wciąż nic. Chyba jednak jestem zepsuta.

Mieć pod domem drzewo awokado to już coś. Jeszcze lepiej mieć kawałek ziemi a na niej krowy, kozy i kilka gatunków warzyw. Wtedy możemy być pewni, że na starość niczego nam nie zabraknie a my będziemy coś warci. Jeśli nie masz nic, jesteś nikim. Tutaj, w Ugandzie, w jednym z najbiedniejszych krajów świata, w którym na starość zostaje człowiekowi jeszcze mniej niż w Polsce, mieć ziemię oznacza być kowalem własnego losu. To dobro ponad wszystkie inne, bo możemy z nim zrobić, co chcemy. Bo będzie na zawsze. Nie to co samochody, telefony czy najnowsze ubrania.

Rzeczy, które nie są stałe mają tu nikłą wartość. No, chyba, że trzyma się je na sprzedaż – wtedy ma się za nie pieniądz, a za pieniądz – wiadomo – co się chce. Właśnie dlatego ludzie często gromadzą tu przedmioty, które nigdy do niczego im się nie przydadzą. Trzymają je w domach nawet jeśli mogłyby przydać się komuś innemu. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy będzie okazja żeby to „coś” sprzedać i zarobić trochę grosza.

Kampala Uganda

Wieczorem, kiedy robi się ciemno razem z Timem wsiadamy do samochodu i bez celu jedziemy przed siebie.

– Pokażę Ci swoje dzieciństwo – mówi. Kampala nocą jest piękna, stokrotnie piękniejsza niż za dnia. Mijamy kasyno i klub, w którym za miesiąc Tim będzie grał koncert. Jest czwartek, światła migają, ktoś zauważa go w samochodzie i wskazuje palcem. Przyspieszamy i skręcamy w prawo, wjeżdżając w gąszcz fabryk. Pojedyncze reflektory wyglądające zza ciężkich, metalowych bram nieśmiało oświetlają nam drogę. Włączamy radio. Na antenie lata 80. i 90 a na niebie, w oddali, błyskawice. Słychać grzmoty, ale burza tego wieczoru wcale nie nadejdzie.

– Tutaj, o tu – wyciąga rękę przed moim nosem i wskazuje na żółto-pomarańczowy budynek z logo Coca-Cola. – Tutaj moja siostra ma sklep. Jako dziecko spędzałem tam mnóstwo czasu – dodaje, po czym ponownie gdzieś skręcamy.

Po wieku Tima wnioskuję, że siostra ma ten sklep już od co najmniej 25 lat.

Zarówno Tim, jak i reszta jego rodziny, pochodzą z Masaki, miasta na południe od Kampali, mniej więcej w połowie drogi nad Jezioro Mburo. Do stolicy przenieśli się wszyscy kiedy miał zaledwie 5 lat. Mijamy ich pierwszy dom, drugi dom, dom brata, jedną, drugą i trzecią szkołę (coś na wzór naszej podstawówki, gimnazjum i liceum) a także boisko, na którym od lat, dwa razy dziennie trenuje piłkę nożną. Wszystko w jednej okolicy.

Jedziemy, on opowiada, a ja słucham i zastanawiam się, ile cierpliwości, siły i wytrwałości trzeba mieć w tym kraju, żeby coś osiągnąć. Jak bardzo trzeba chcieć.

Wzięło nas na samochodowe wspomnienia. Ja opowiadam o tym, kiedy jako dziecko nie chciałam uczyć się pływać. On o tym, jak wiele by dał, żeby wskoczyć do jeziora i umieć popłynąć przed siebie. Ja o tym, jak udawałam chorobę, żeby nie iść do szkoły. On o tym, jak do tej szkoły chodził pieszo, boso, przez godzinę w jedną stronę, dzień w dzień (lata 80. w Ugandzie). Ja o swoich rodzinnych kłótniach (które teraz wydają się absolutnie błahe). On o śmierci i chorobie najbliższych. Wiecie, piszę to i mam na rękach ciarki, bo pobyt tutaj tak wiele uczy mnie o życiu i o poszanowaniu tego, co się ma.

Ten blog z bloga podróżniczego zmienił się ostatnio delikatnie w zbiór refleksji z podróży i podejrzewam, że taki trend będzie się tu utrzymywał przez najbliższy czas. Jest tyle rzeczy, które chciałabym wam przekazać, ale nie zawsze do końca wiem jak, bo nic tak dobrze nie obrazuje rzeczywistości, jak faktyczny pobyt tutaj.

W tej całej wspaniałości Afryki najpiękniejsze jest chyba to, że, poza pokazywaniem nam świata, uczy nas go zrozumieć. Tutaj dopiero w pełni widzę, jak strasznie porąbane jest miejsce, w którym wszyscy żyjemy. Na co dzień zapominamy o drobnych radościach, kierujemy się stereotypami, jesteśmy zawistni i bardziej interesuje nas życie innych niż własne. Nie potrafimy cieszyć się ciszą a samotność traktujemy jak karę. Kto z was ostatnio powąchał owoc przed zjedzeniem i zastanowił się, jak on pachnie? Kto z was powiedział drugiej osobie coś miłego, ot tak, bez powodu? A może ktoś pożyczył miłego dnia obcemu? Kto usiadł na balkonie kiedy pada i posłuchał jak brzmi deszcz?

Zamiast tego kupujemy i konsumujemy bez zastanowienia. Mijamy na ulicy ludzi, którym nawet nie spojrzymy w twarz, a mogliby nam dać tyle miłości. Każdego dnia budzimy się rano i wracamy do domu wieczorem, jak roboty, nawet nie zastanawiając się nad sensem tego, co robimy. Uzależniamy się od rzeczy, które tak łatwo mogą przeminąć.

Każdemu z was szczerze życzę, aby znalazł się kiedyś w miejscu, w którym poczujecie, że coś się w was zmienia. Ja w takim miejscu właśnie jestem i czuję jak z dnia na dzień zmieniam się na lepsze.

Pozdrowienia z Ugandy!


Chcesz podzielić się swoimi doświadczeniami i opublikować własny List z Afryki? Zajrzyj tutaj.

15 komentarzy

  1. Lansowany w Europie slow life vs. prawdziwe, afrykańskie „pole pole”? 🙂 Prostotę i spokojne życie można jeszcze u nas znaleźć we wschodniej Polsce, gdzieś na wsi, daleko od wszystkiego, ale nie w miastach.
    Ech, i jak Ty tu wrócisz niebawem, do naszego miejskiego życia, co? 🙂

    • Justyna Śnieżek Justyna Śnieżek

      Nie tak niebawem, moja droga 🙂 Najbliższy rok szykuje się tutaj. A później zobaczymy… 🙂

      • A bierzesz pod uwagę zostanie tam na stałe? Pozdrawiam i szczerze podziwiam! 🙂

        • Justyna Śnieżek Justyna Śnieżek

          Biorę, jak najbardziej, ale zobaczymy, jak się wszystko potoczy 🙂 Pozdrawiam!

  2. Podoba mi się to co piszesz i to o czym chcesz pisać na blogu – lubię obserwować jak podróże zmieniają człowieka (a zmieniają na różne sposoby, wcale nie zawsze dobre).
    Każdy w ten sposób tworzy jakąś swoją historię podróżowania, do której jedni mogą się porównać, a inni nie mają pojęcia o co chodzi.

    • Justyna Śnieżek Justyna Śnieżek

      Właśnie mi często na blogach brakuje osobistych akcentów. Trochę znudziło mi się czytanie (i pisanie) sztywnych relacji z podróży, więc chcę to trochę zmienić. Cieszę się, że się podoba 🙂

  3. Piszesz tak ciekawie i z pasją, że ma się ochotę rzucić wszystko i wyjechać do Afryki. Trzymam kciuki i zamierzam zaglądać częściej.

    • Justyna Śnieżek Justyna Śnieżek

      Bardzo dziękuję 🙂

  4. Świetny wpis…..Bardzo ciekawie opowiadasz…no i inspirujesz swoją osobą. Taka Afryka w porównaniu do szarej rzeczywistości mogłaby się okazać orzeźwieniem.

  5. Strasznie uwielbiam Twoje wpisy 🙂 Najpiękniejsze jest to, że inspirujesz – inspirujesz nawet do tego by wstać w końcu, wyjść na spacer i zobaczyć jaki piękny nas świat otacza (choć to tak banalnie brzmi) 🙂 No i teraz wiem, że kiedyś będę w Afryce! 🙂

    • Justyna Śnieżek Justyna Śnieżek

      Bardzo dziękuję! Takie komentarze zawsze motywują, żeby pisać jeszcze więcej 🙂

  6. Ela Ela

    Szczerze podziwiam i strasznie zazdroszczę – doświadczeń, życia, odwagi. Dla mnie prawdziwym szaleństwem była przeprowadzka do innego miasta na studia. Marzą mi się wielkie podróże i poznanie obcych kultur, jednak nie wiem czy kiedykolwiek starczy mi na to odwagi.

  7. Uwielbiam Twojego bloga, same mądre rzeczy przemyślenia – oprócz licznych fanek masz też fana

    • Justyna Śnieżek Justyna Śnieżek

      Bardzo mi miło 🙂 Dzięki i pozdrawiam ciepło!

  8. Zazdroszczę trochę ludziom, którzy sobie podróżują po świecie, ja niestety nie mam takiej możliwości

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *