Usłyszeliśmy ich jeszcze zanim ich zobaczyliśmy. Głosy były donośne, ale rytmiczna melodia, która dobiegła do naszych uszu była całkowicie niezrozumiała. Wsłuchałam się przez chwilę, zastanawiając się czy to na pewno nie francuski, ale chyba nie, bo nie mogłam odróżnić nawet słowa. Za zakrętem zwolniliśmy jeszcze bardziej, ostrożnie omijając grupę mężczyzn biegnących poboczem – z twarzami i ciałem pomazanymi białą substancją stanowili zaskakujacy widok. Po chwili minęliśmy kolejną taką grupę, a potem jeszcze jedną.
Tutaj jesteśmy:
― Co to jest? ― ktoś zapytał, oglądając się jeszcze raz na znikające w dali sylwetki ― Chyba dobrze, że tu przyjechalismy.
Pukaliśmy bezskutecznie w kolejne i kolejne drzwi poszukując noclegu, ale nigdzie nie było miejsca. Zbyt wiele osób przyjechało na festiwal Evala , jeden z największych festiwali w Togo.
Zapasy Evala to rytuał inicjacji, w którym młodzi mężczyźni z grupy etnicznej Kabye (północne Togo) wchodzą w dorosłość i stają się pełnoprawnymi członkami swoich społeczności.
Fot: Monika Marcinkowska, www.amusedobserver.pl
Rano, idąc na plac poszliśmy za tłumem, bo cały sznur ludzi i pojazdów ciągnął w tym samym kierunku. Samochody jechały powoli mijając zbite grupki ludzi i trąbiąc na nich przeraźliwie, żeby zeszli z drogi, a oni, nawet nie oglądając się, rozstępowali się na boki. Ludzie stali lub siedzieli w grupach kilkunastoosobowych, a każda z nich stanowiła odrębną całość, różniąc się od innych kolorem i wzorem stroju. Jedni mieli ubrania w zielone esy-floresy, inni w żółto-niebieskie romby, a jeszcze inni w białe cętki. Rozglądaliśmy się na boki, jednocześnie starając się nie zgubić w tłumie podążaliśmy za Jadem, który torował nam drogę.
Fot: Monika Marcinkowska, www.amusedobserver.pl
― Prasa czy turyści? ― postawny żołnierz zastąpił nam drogę.
― Ambasada polska w Ghanie ― rzucił bez wahania Jade i od razu skierował się w prawo, w stronę trybun.
To były dobre VIPowskie miejsca w drugim rzędzie, który okazał się być o wiele lepszy niż pierwszy, gdzie usiedli szefowie wiosek, a my siedząc za nimi mogliśmy się przyglądać bez skrępowania. Ach co to był za widok! Zamaszyste szaty opadające w miękkich fałdach na plastikowe siedzenia, kolorowe, długie suknie, ale przede wszystkim korony! Tak, ludzie siedzący przed nami nosili na głowach najprawdziwsze korony. Siedzenie na trybunach przypominało trochę spotkanie towarzyskie, gdzie każdy chce się pokazać i pogadać. Przed nami rozciągała się łąka, która została zmieniona w zapaśniczą arenę. Odbywało się na niej kilka walk jednocześnie, a sędzią była kobieta w stroju z podobizną prezydenta kraju. Jego twarz widniała również na plastikowych wachlarzach i koszulkach, które otrzymaliśmy na początku.
Fot: Monika Marcinkowska, www.amusedobserver.pl
Przez cały czas nie udało nam się zorientować, którzy zawodnicy wygrywali: biali czy czerwoni, ale szczerze mówiąc bardziej interesowało nas to co działo się poza areną walk.
Togo nie jest typowym państwem, w którym planuje się wakacje. Nie jest też to kraj, który ma dużo do zaoferowania turyście. Tak naprawdę, nie ma o nim nawet osobnego przewodnika. Szczerze się przyznam, że gdyby nie był pomiędzy Ghaną, którą chciałam odwiedzić, a Beninem, który również chciałam zobaczyć, nigdy w życiu bym się tam nie wybrała. Tak więc nie będę was przekonywać, żeby rzucić wszystko i jechać, na pewno nie. Jeśli jednak kiedykolwiek znajdziecie się w Afryce Zachodniej w drugiej połowie lipca – pomyślcie o wizycie w północnym Togo – będziecie świadkami niezwykłego wydarzenia, które na długo pozostanie w waszej pamięci.
O autorce: Monika Marcinkowska – pracuje ucząc angielskiego, a sama uczy się hiszpańskiego. Podróżuje bo lubi, nie wybrzydza i równie dobrze czuje się nad polskim zimnym morzem, na karaibskiej plaży, w amazońskiej dżungli, w amsterdamskim muzeum czy wsród norweskich fiordów. Lubi poznawać kraj poprzez kuchnię i jest w stanie spróbować absolutnie wszystkiego. Nie lubi książek ani filmów podróżniczych, woli kryminały i filmy akcji.
Koniecznie zajrzyjcie na jej bloga AmusedObserver.pl oraz na Facebooka i Instagram.
Wpis powstał w ramach projektu Listy z Afryki.
Z: o autorce: nie wybrzydza…. Nie wybrzydza?!?!!!!
Droga Z, wiem, jesteś zła, że Cię na zdjęciu nie ma 😉
Ale niech będzie, wybrzydzam: przede wszystkim Am. Łacińska, a jak nie to Afryka. A jak nie to w sumie gdziekolwiek.
Cieszę się, że mogłam Ci przypomnieć ten fantastyczny dzień (i nie uwierzę, żę nie był 😉 )