Przejdź do treści

Hiszpanka w Mogadiszu

Ma 29 lat a za sobą mieszkanie w miejscach takich jak Rwanda, Demokratyczna Republika Kongo, Haiti, Sudan czy Somalia. Poznałam ją dzień po mojej przeprowadzce do Nairobi – dzielimy jedno mieszkanie. Poznajcie moją współlokatorkę – Mari Paz – której historię chciałabym Wam opowiedzieć. Dziś będzie o tej ciemnej stronie Afryki, bo życie tutaj to nie zawsze tylko plaża, słonko i safari.

Tutaj jesteśmy:

Mogadiszu. Miasto przez wiele lat uznawane za najniebezpieczniejsze na świecie. Z całą moją sympatią do Afryki, to chyba jedno z niewielu miast, w których aktualnie nie chciałabym się znaleźć.

Z reguły nie piszę o miejscach, w których nie byłam, ale piszę za to o ludziach, których poznałam. Jednej z takich osób dotyczyć będzie ta historia.

Poznajcie Mari Paz

Jest niedziela, 20 września. Późnym popołudniem rozlega się pukanie do drzwi. To moja nowa współlokatorka – Mari Paz. Uwielbiam hiszpanki za ich charyzmę, więc tym bardziej ucieszyłam się na wieść, że obok mnie zamieszka właśnie Mari. Do mieszkania wchodzi z dwoma walizkami i…3 torbami zakupów z Nakumatu (to taki lokalny supermarket). Uśmiechnięta od ucha do ucha rozpakowuje to, co kupiła.

– Co taka uśmiechnięta? – pytam

– W końcu normalne jedzenie! Mam hiszpańską szynkę i ser. – Mówiąc to kroi cukinię i wrzuca ją na patelnię. – W Somalii nie ma dobrego mięsa. Mają albo wielbłąda, albo kozę, a ja ani wielbłąda, ani kozy nie lubię. Poza tym ryby, ryby i ryby. No i spaghetti. Dużo spaghetti. Tyle, że to z reguły prawie sam makaron z jakimś sosem bez smaku.

Gdzieś musiał mi wcześniej umknąć fakt, że Mari mieszkała w Somalii, bo byłam tą informacją absolutnie zaskoczona. Ta drobna dziewczynka o blond włosach spędziła rok w Garowe, w Puntlandzie, autonomicznym regionie na północnym-wschodzie Somalii, i kolejny rok w Mogadiszu. To drugie uznawane jest aktualnie za jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie.Mari Paz w Mogadishu

Mari Paz w ocenie

Zaciekawiona tematem, zaczynam drążyć i po chwili Mari Paz znika w swoim pokoju wracając z dwoma sztukami odzieży.

– O, to normalnie noszę po domu – mówi, wskazując na fioletowy strój a’la sukienka do kostek. – A to kupiłam niedawno, na specjalne okazje – dodaje, wyciągając spod pachy czarny „worek” ze srebrnymi akcentami. – Oba wyglądają w moich oczach trochę jak worki na ziemniaki. Normalnie nosi się pod spodem ubrania, ale ja często noszę to bez niczego pod spodem, ze względu na temperaturę. Rety, nawet nie wiesz, jak dziwnie czuję się teraz w dżinsach. Wszystko mnie opina, ściska. Już sama nie wiem czy przytyłam, czy to tylko takie wrażenie po noszeniu tych worków?!

Spędzamy wieczór na kanapie, rozmawiając, jednak nie drążymy tematu.

Niefortunny hotel i Al-Shabaab

Kolejnego wieczoru wychodzimy na sushi do Oval, jednego z mniejszych centrów handlowych tutaj, w Nairobi.

– Jakie to uczucie móc teraz swobodnie chodzić po ulicach? Bez uzbrojonych w kałasznikowy ochroniarzy? – pytam, kiedy czekamy na jedzenie.

– Wiesz, dzisiaj do pracy poszłam na piechotę. Zjadłam lunch z przyjacielem w innej części miasta, poszłam na pedicure, a później sama, o zmierzchu wróciłam do domu. W Mogadiszu często nie wychylałam nawet nosa poza bramę, której pilnowało kilku uzbrojonych, wielkich facetów – tłumaczy. – Myślę, że masz już odpowiedź.

Z opowieści Mari Paz wynika, że większość ekspatriantów w Mogadiszu mieszka na terenie lotniska. Wszystkie UNICEF-y, Narody Zjednoczone i inne podobne organizacje umieszczają swoich ludzi właśnie tam, bo to jedno z najbezpieczniejszych miejsc w mieście. Mają tam swoje mieszkania, kluby, bary. Mało kto udaje się do miasta, jeśli nie ma pilnej potrzeby. Na pytanie dlaczego?, Mari Paz odpowiada mi, że wiele części miasta jest kontrolowanych przez Al-Shabaab i nigdy nie wiadomo, co czeka cię za rogiem. Nawet niewinnie wyglądające dziecko może być w posiadaniu broni.

Sama Mari w domu ma zapewnione wszystko, co tylko było jej potrzebne. Ochronę, kucharza, sprzątaczkę, kierowcę, a jej biuro znajduje się na terenie tej samej posesji. Ciężko jednak nie wychodzić z domu w ogóle…

– W lipcu mieliśmy szkolenie w hotelu przy lotnisku. Nagle rozległo się bum! i wypadły wszystkie szyby. To był zamach. Część z nas schowała się pod stołami. Ja weszłam pod krzesło. Pomyślałam, jeśli mają tu wejść i zabijać ludzi, na pewno nie sprawdzą pod krzesłem. Wezmą tych spod stołu. Zawsze najpierw sprawdza się pod stołem. – Tutaj obie się śmiejemy, choć historia zabawna wcale nie jest. Mari zamyśla się, a jej oczy zaczynają się szklić. Na chwilę zawiesza głos. – Wyciągnęłam telefon i napisałam całej rodzinie na WhatsAppie, że ich kocham.

[Zdjęcia z zamachu udostępnione dzięki uprzejmości Mari Paz]

  • Mari Paz zamach w Mogadiszu

Nie mam nic do powiedzenia. Na moich przedramionach pojawia się jedynie gęsia skórka.

W zamachu zginęło 14 osób – nikt nie pochodził na szczęście z grupy szkoleniowej, w której znajdowała się Mari – a ponad 40 zostało rannych. Zajście opisywało wiele zachodnich mediów, w tym BBC, jednak to zupełnie coś innego usłyszeć tę historię, opowiedzianą z takim spokojem, od osoby, która była w centrum wydarzeń.

Najciekawsze jest chyba to, że ja po takim wydarzeniu chyba nie miałabym ochoty wrócić więcej w to miejsce. Do tej pory nie mam ochoty wrócić do Dar es Salaam, gdzie „tylko” wywieźli mnie w taksówce i okradli. Mari Paz wraca jednak do Mogadiszu każdego miesiąca na około 15-20 dni.

I tak będzie aż do najbliższej środy, kiedy to w końcu (choć nie na długo) wraca do domu.

Złego początki

Początki aktualnej sytuacji w Somalii sięgają wczesnych lat 90. Somalia przechodziła wtedy kryzys, obalony został ówczesny dyktator, Siad Barre (1991), a do władzy doszły liczne ugrupowania pragnące zmian w poszczególnych regionach. Scentralizowana władza przestała istnieć, a poszczególne grupy zaczęły rządzić się własnymi prawami. Do dziś prezydent ma niewielki wpływ na sytuację w kraju.

W stabilizację sytuacji zaangażowały się mi.in. ONZ, Etiopia czy Unia Afrykańska. Ambasady niektórych krajów należących do Unii Afrykańskiej znajdowały się w hotelu Jazeera Palace i to podobno w nie wymierzony był wyżej opisany atak.

Aktualnie w Somalii panuje wojna domowa. Na porządku dziennym są walki plemienne i próby obalenia rządu. Bardzo mocno ucierpiały na tym wszystkim również kobiety, których sytuacja na przestrzeni ostatnich 40 lat zmieniła się diametrycznie.

– W latach 70. kobiety w Somalii nosiły afro, modne ciuchy i żadna z nich nawet nie pomyślała o zakrywaniu się. Od tamtego czasu sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Somalia poszła w kierunku Arabii Saudyjskiej, a wszystko przez ugrupowania ekstremistów, które powoli dochodziły do władzy w kraju, a teraz kontrolują jego znaczącą cześć. – mówi mi Mari Paz.

A ja słucham i wierzę w każde jej słowo.

Jeden komentarz

  1. Goga Goga

    bardzo ciekawy wpis, cieszę się,że Twój blog ożył Justyna,pozdrawiam współlokatorke i podziwiam jej odwagę 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *