Czasem miejsca, o których myślicie, że są nudne, zaskakują was najbardziej. To właśnie te miejsca, co do których nie macie żadnych oczekiwań, no bo w końcu „są nudne”, dostarczają niezapomnianych wrażeń i okazują się najciekawszymi. Tak też było w moim przypadku. Niespodziewana zmiana planów, tornado i bajeczne wręcz malowidła na wyspach Jeziora Tana. Tak zapamiętam Bahir Dar.
Tutaj jesteśmy:
Z jakiegoś powodu większość z moich ciekawszych planów podróżniczych z reguły nie wypala. Podobnie zaczęło się i tym razem.
Bahir Dar to miasto położone w regionie Etiopii o nazwie Amhara, ok. 550 km na północ od Addis Abeby i 350 km na południe od granicy z Sudanem. Niby nic szczególnego – 320.000 ludzi, dużo kościołów, kilka bazarów i jezioro. Samo Bahir Dar nie ma wiele do zaoferowania. Główną atrakcją jest tutaj Jezioro Tana – największy zbiornik wody w Etiopii i źródło Niebieskiego Nilu, na którym znajduje się jednen z najbardziej spektakularnych wodospadów w Afryce, Tys Ysat. Ze swoimi 42m wysokości, pozostaje on drugim największym wodospadem w Afryce.
To właśnie Tys Ysat był głównym punktem programu i celem mojej wizyty w Bahir Dar. Byłoby jednak zbyt pięknie, gdyby udało mi się go odwiedzić bez żadnych komplikacji, nie? Otóż pora deszczowa nie sprzyja w Etiopii wyjazdom poza większe miasta, przede wszystkim ze względu na zły stan dróg. Ze względu na mocne i czesto nagłe ulewy, nasz przewodnik zdecydował się nie wyruszać danego dnia w kierunku Tys Ysat i zostawił nas na lodzie. Mój pobyt w Etiopii dobiegał już końca, więc nie bardzo mogłam sobie też pozwolić, aby zostać w Bahir Dar dłużej. Musiałam więc zagospodarować ten czas inaczej.
Michael wyszedł z pomysłem, aby odwiedzić monastyry znajdujące się na wyspach Jeziora Tana. Godzinę później staliśmy już w „porcie” czekając na łódkę.
Jeśli myślicie, że łódka dla nas, turystów, różniła się czymkolwiek od tej, którą poruszają się lokalni, to przepraszam, ale źle myślicie. Jezioro Tana to największe etiopiskie jezioro, ma powierzchnię ponad 2.100km kwadratowych, a w godzinach popołudniowych fale potrafią być tam naprawdę wysokie. Nas jednak wsadzono do czegoś na wzór łódki rybackiej, tylko nieco większej. Nie pozostało mi więc nic, jak tylko modlić się, aby wytrzymała obciążenie jakim było 15 dorosłych osób i 3 dzieci.
Słońce świeciło, muzyka z komórki grała, a płynący z nami ludzie prowadzili niezrozumiałe dla mnie rozmowy. Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie. Wszystko do czasu, kiedy fale zaczęły robić się na tyle duże, że woda bez problemu wdzierała się do łódki, a na niebie pojawiły się czarne chmury. Nie boję się wody. Wręcz przeciwnie – jestem całkiem dobrą pływaczką – jednak fakt kąpieli w zimnym afrykańskim jeziorze, w którym nie wiedziałam do końca co pływa, odrobinę mnie stresował.
W pewnym momencie ludzie siedzący na przeciwko mnie zaczęli wskazywać na coś palcami. Wskazują i wskazują, mamrocząc coś po amharsku. Pomyślałam więc, że się odwrócę, bo pewnie to hipopotam (nie śmiejcie się, czasem pojawiają się w delcie Błękitnego Nilu). Serce mi stanęło, gdy odwróciłam się i zobaczyłam cienką linię łączącą taflę wody z chmurami. W życiu nie widziałam tornada na żywo, no i oczywiście musiało się to zmienić akurat na środku jeziora.
― Spokojnie ― powiedział Michael ― nie stresuj się, jest daleko.
― Nie stresuję się ― odpowiedziałam udając wyluzowaną, jednak katastrofalne myśli nie dawały mi spokoju. Już widziałam jak łódka wywraca się, a my wszyscy wpadamy do wody.
W tym momencie sternik wskazał nam wyspę. Dobiliśmy do brzegu. Kilkanaście minut później tornada nie było już widać.

Wysp na Jeziorze Tana odwiedziłam trzy. Każda kolejna była podobna do poprzedniej, ale jednak na swój sposób inna. Monastyry na wyspach nie są łatwo dostępne, a część (np. Kebran Gabriel czy Dega Estephanos) jest zamknięta dla kobiet. Ukryte gdzieś w gęstym lesie, nie raz wymagają 20-minutowego marszu przez błotniste ścieżki. Po drodze spotkać można lokalną ludność sprzedającą rękodzieła różnego rodzaju – bransoletki, pierścionki, ręcznie tkane chusty, drewniane figurki i inne ozdoby. Nie są to jednak handlarze tacy, jak w dużych miastach. Nie zaczepiają, nie ciągną za rękawy i nie nagadują do kupna. Zamiast tego pomachają, powiedzą cześć i uśmiechną się, jednak jeśli zdecydujecie się podejść akurat do ich stoiska, będą robić wszystko, żebyście nie opuścili go z pustymi rękami 🙂
Spora część z monastyrów postawiona była już w XIII wieku, co czyni je jeszcze bardziej ciekawymi biorąc pod uwagę jak fantastycznie są zachowane.
Do Bahir Dar wróciliśmy bez problemów po kilku długich godzinach spędzonych na jeziorze. Mój ostatni dzień w Etiopii dobiegał końca ― rano mieliśmy wyjechać w stronę Addis Abeby, skąd w nocy miałam lot powrotny. Ostatni wieczór spędziłam wiec oglądając kolejny spektakularny zachód słońca i słuchając świerszczowych serenad.
Lubicie zachody słońca?
Zawsze jak słyszę gdzieś o zapchanych łódkach, przepełnionych skuterach itp to myślę sobie o europejskich safety regulations 😉
Tornado było już wisienką na torcie! 😀
Piotrek, akurat w Etiopii hasło „nie ma już miejsca” nie istnieje 🙂 Autobus, motor, łódka… Pakują ile wlezie i o safety regulations raczej nie ma tu mowy 🙂
Monastyry to mi się raczej z Rosją kojarzą. Którz tam katolicyzm zakrzewił wśród „rdzennych Afrykan” (przecież nie napiszę u murzynów, bo mnie Godson od rasistów wyzwie)
Karol i bardzo dobrze Ci się kojarzy, bo Etiopia jest ortodoksyjna (Etiopski Kościół Ortodoksyjny) i należy do grupy Kościołów Wschodnich, podobniej jak Rosja 🙂
Coś w tym jest… Miejsca planowane i zachwalane często pozostawiają nutkę rozczarowania. Uwielbiam zaś momenty pytania o drogę mieszkańców… chwilę ciszy i odpowiedź „a po co Wy tam jedziecie? Pani, tam nic nie ma!” A ja wiem że TAM zawsze jest COŚ…
Dla jednych nie ma, dla innych jest – zalezy czego się szuka 🙂
Wolę jednak chyba safety regulations niż przepchane łódki i tym podobne. Potem się tylko słyszy, że „przyczyną tragedii było coś tam” 🙂 Też się trochę zdziwiłem, że można tam znaleźć monastery.
Monastyry są i jak najbardziej polecam je odwiedzić, bo są fantastyczne 🙂
Bahir Dar był pierwszym miastem, które zobaczyłam w Etiopii – przejażdżka po jeziorze – obowiązkowa!
Monika, a dotarłaś może do wodospadu?
Monastyry w Etiopii? W życiu bym się nie spodziewała… jak to człowiek mało wie
@Aleksandra, dlatego podróżowane jest fajne – człowiek uczy się cały czas